Oddalenie

 

1995 SP Records
album możesz kupić tutaj

  1. Jintrogundzja

    tekst piosenki

  2. Porozumienie ponad podziałami

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    To jest porozumienie ponad podziałami
    Pierdzielę politykę – chcę być z wami
    Lewica się z prawicą nigdy nie dogada
    Ale sztuka się opiera na innych zasadach
    Drugi koniec tysiąca prędkości nabiera
    Niejeden sie pogubi bez pomocy przyjaciela
    Koniec bliski? Tak, dlaczego nie
    Lecz póki co zabawmy się jeszcze weselej
    Bo tygiel kulturowy może być tylko zdrowy
    Tygiel kulturowy pożyteczny i zdrowy
    Tygiel kulturowy może być tylko zdrowy | 2x
    Tygiel kulturowy

    To jest porozumienie ponad podziałami
    Pierdzielę politykę – chcę być z wami
    Pomioty komuny na winklach się gromadzą
    Czego nie kumają, reagują agresją
    Ja się tego nie boję, bo to kto czeka
    Nie dość że krawaty, to prawie dyskoteka
    Ja się tego nie boję, a wcale a wcale
    Nie dość że pyry, to jeszcze metale

    Bo tygiel kulturowy może być tylko zdrowy
    Tygiel kulturowy pożyteczny i zdrowy
    Tygiel kulturowy może być tylko zdrowy | 2x
    Tygiel kulturowy

    Ta różnica jest większa niż podstawowa
    Pięćdziesiąt lat w obozie albo poza obozem
    Więzień odstawiony od blokowego cyca
    Reaguje na inność z mentalnością kibica
    Ja się tego nie boję póki jeszcze prosto stoję
    Nie dość że krawaty, to jeszcze opoje
    I ty się nie boisz przecież wcale a wcale
    Nie dość że pyry, to jeszcze metale

    Bo tygiel kulturowy może być tylko zdrowy
    Tygiel kulturowy pożyteczny i zdrowy
    Tygiel kulturowy może być tylko zdrowy | 2x
    Tygiel kulturowy


  3. Oddalenie

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    Mam w domu szafkę, w której trzymam
    Wszystkie dostępne dzieła Lenina
    Wbiło mi się to – to nie kpina
    Myślę o tym nawet, gdy bluzkę rozpinasz

    Mam propozycję z firmy płytowej
    Pięćset milionów starych złotych na głowę
    Umowa leży już tutaj podarta
    W Polsce umowa jest gówno warta

    Mam w domu szufladę, w której trzymam
    Z lewej – amfetamina, z prawej – aspiryna
    Żona wczoraj biegała jak oszalała
    Pomyliła się chyba i proszki pomieszała

    Mam w domu koszyk, w którym trzymam
    Różne rodzaje grzybów, hawanagila
    Brat mojego kumpla wrócił ze Stanów
    Oświecenia doznał z pomieszania gatunków

    Mam w domu kredens, w którym też trzymam
    Wszystkie zebrane dzieła Stalina
    Lepiej jednak można by poczuć klimat
    Gdyby poczytać też trochę Bucharina
    Czy jak mu tam…

    Mam koleżankę którą podnieca
    Wtedy gdy tylko używam paleca
    Na progu drzwi stoję sobie i myślę
    Z palcem, czy bez, jej się dzisiaj przyśnię

    Mam w rządzie ministra który, gdy mówię
    Pod stołem w spodniach grzebie okrutnie
    To często powoduje, że gubię wątek
    Z udziałem skarbu państwa przeniosę go do spółek, hej

  4. Zgredzi

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    Zgredzi to są starzy, a starzy to są jarzy
    Moi jarzy są ze sobą lat prawie trzydzieści
    Poznali się na studiach w jakimś innym mieście
    Potem ja się urodziłem, trochę w domu pobyłem
    Skończyłem siedem lat, do szkoły ruszyłem
    W szkole jak to w szkole – raz lepiej, raz gorzej
    Jedno co wiadomo było – nie mam uzdolnień
    W naukach ścisłych. Tata se wymyślił
    „Politechnika będzie miejscem twym”

    Bo w życiu to jest tak, że raz biorą a raz dają
    Ale zgredzi to kompletnie już nic nie kumają
    Bo w życiu to jest tak…

    Gdy skończyłem szkołę pierwszą, poszedłem do liceum
    W mat-fizie przez trzy lata jak pies się męczyłem
    Edukację przerwałem – przyszedł na to czas
    Dziesięć lat to i tak za wiele dla każdego z nas
    Aby nie iść do wojska poleżałem w szpitalu
    Najpierw na Sobieskiego, sanatorium na Podhale
    Skończyłem dziewiętnastkę, byłem wolny jak ptak
    Tylko zgredzi byli źli, bo nie było tak chcieli

    Bo w życiu to jest tak, że raz biorą a raz dają
    Ale zgredzi to kompletnie już nic nie kumają
    Bo w życiu to jest tak…

    Pojechali na wakacje, nie było co żałować
    Wziąłem auto starego, bo chciałem imponować
    Jednej koleżance. Z klasą była
    Ale tylko w towarzystwie bogatych chodziła
    Podjechałem pod klub z piskiem hamulców
    Właśnie wychodziła w towarzystwie chłopców
    Mnie zobaczyła, ich zostawiła
    Przejechaliśmy sto metrów. Latarnia była.

    Bo w życiu to jest tak, że raz biorą a raz dają
    Ale zgredzi to kompletnie już nic nie kumają
    Bo w życiu to jest tak, raz biorą a raz dają
    Zgredzi to kompletnie już nic nie kumają
    W życiu to jest tak, raz biorą a raz dają
    Zgredzi kompletnie nic nie kumają
    Bo w życiu to jest tak, jak…

    Nastały nowe czasy, trzeba myśleć o sobie
    Zacząłem handlować – trochę tanie, trochę drogie
    Trochę twarde, trochę miękkie – trzeba tyle rzeczy zrobić
    Trzeba sobie czasem pomóc – to jest odpowiedź
    Mama patrzy na mnie i zwykle zaczyna:
    „Coś ty źle wyglądasz, pewnie pijesz heroinę
    I wąhasz hasz, ale ty mnie nie oszukasz!”
    Patrzę i milczę – to wystarczy za komentarz

    Bo w życiu to jest tak, że raz biorą a raz dają
    Ale zgredzi to kompletnie już nic nie kumają
    Bo w życiu to jest tak…

    Interes się rozwija. Przyjechałem do mamusi
    Mamo poznaj, to są właśnie kontrahenci z Białorusi
    Czterech chłopa, mama coraz bardziej biała
    Oczy otwarte, szybko oddychała
    Ale głosu z siebie wydobyć nie mogła
    Tata wszedł do przedpokoju, zaraz pobladł
    A interes co zrobię przyniesie majątek
    Jadę tam z nimi i wracam w piątek

    Bo w życiu to jest tak, raz biorą, raz dają
    A zgredzi to kompletnie nic nie kumają
    Bo w życiu to jest tak, raz biorą, raz dają
    Zgredzi to kompletnie nic nie kumają
    Bo w życiu to jest tak, raz biorą , raz dają
    Zgredzi to kompletnie już nic nie kumają
    W życiu to jest tak, raz biorą, raz dają
    Zgredzi kompletnie już nic nie kumają
    Bo w życiu to jest tak, że raz biorą a raz dają
    Ale zgredzi to kompletnie już nic nie kumają

  5. Łysy jedzie do Moskwy

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    To jest normalne, że nie gadasz z bandytami
    Nie zapraszasz ich do domu, nie odwiedzasz ich sam
    Kto z kim przestaje, takim się staje
    Na długo to w każdej jednej głowie zostaje
    Myślę, że jest w tym coś żenującego
    Odwiedzać gospodarza dzieci mordującego
    W imię imperialnych bredni, to pomysł nieprzedni
    Nie tłumaczy tego święto, ani dzień powszedni
    Gdy na wsie góralskie bomby spadają
    Jedyna ich wina, że tam właśnie mieszkają
    Gdy swoją ręką ścisnąć rękę zakrwawioną
    Musowo się zabrudzi, tak już to jest zrobione
    Nie będzie inaczej – zapytaj na Kaukazie
    Co o tej rocznicy tam się sądzi w takim razie
    Uśmiechnięte facjaty w imię zwycięstwa
    Armia gdzie indziej okazuje męstwo

    Łysy jedzie do Moskwy | 8x

    To jest normalne, że się brzydzę przemocą
    Zarówno tą małą, pod mym blokiem nocą
    Jak i wielką, w imię pseudoszczytnych racji
    Cicho, nie psuj nastroju przy kolacji
    Ten kraj potężny, jego step wielki
    Nie pojmiesz go rozumem choćbyś myślał wieki
    Przy stole wyściełano podczas picia wódki
    Rozkaz natarcia dla stłumienia rebelii
    Nie pierwszy raz i nie ostatni jak sądzę
    Świata tego konstrukcja się na tym zasadza
    Produkować broń, to na tym świecie
    Jest pierwszy, najlepszy i największy interes
    Wielu by straciło, gdyby się uspokoiło
    Na wschodzie i zachodzie wszystko by ucichło
    A życie tych czy owych? Przecież to drobnostka
    To wszystko jest przecież wliczone w koszta

    Łysy jedzie do Moskwy | 8x

    Bardzo to niesmaczne, że i cała ta afera
    Kto ma jechać, a kto nie, rozmiary przybiera
    Ale sedno sprawy nie w nagrodzie Nobla
    Ale w nowych pięciu latach – czyli na poklask
    Bo to jest normalne, ze nie gadasz z bandytami
    Sam nie jedzie, lecz wiernymi ministrami
    Czas chce uprzyjemnić i jedyne co złe
    Że Łysy też do Moskwy pojechać chce
    Sentymenty lat niedawnych – co się działo niedawno
    W stoczni to było życie – się piło, się jadło
    To se ne vrati, ale chociaż tymczasem
    Pojechać i przypomnieć sobie stare dobre czasy
    Chociaż te co są teraz – nie ma co narzekać
    Ma się władzę i pochodne jej, nie trzeba uciekać
    Jak Erich Honecker, chociaż też miał szczęście
    Ludzie mówią, że to w nieszczęściu szczęście

    Łysy jedzie do Moskwy | 8x

  6. Na każdy temat

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    Kiedy zakładam twoje rękawiczki
    Unoszę się lekko, jak gdyby na ulicy
    To co widzę dookoła, raźne, wesołe
    Taki jestem od dziecka, nie tylko od wczoraj

    Ubieram się i noszę te twoje biustonosze
    Twoje buty na szpilkach, mówiłem ci to
    Moje preferencje to być kobietą

    Założyłem perukę chowaną na dnie skrzyni
    Spódnicę pachnącą włosami twymi
    Wyszedłem tak ubrany do sklepu na dole
    Nie poznał mnie sąsiad, ten z blizną na czole

    Ubieram się i noszę te twoje biustonosze
    Twoje buty na szpilkach, mówiłem ci to
    Moje preferencje to być kobietą

    W nocnym klubie tańczyłem całą noc do rana
    Wielu na mnie patrzyło – ja potem zlany
    Trochę się zapomniałem – ktoś zdziwił się drwiąco
    Gdy w kiblu zobaczył – sikam na stojąco

    Ubieram się i noszę te twoje biustonosze
    Twoje buty na szpilkach, mówiłem ci to
    Moje preferencje to być kobietą

    Kiedy zakładam twoje rękawiczki
    Przed mrokiem wieczornym coraz liczniej
    Nocne zmory wychodzą na rajdy po mieście
    Śpisz – ja jestem sobą wreszcie

    Ubieram się i noszę te twoje biustonosze
    Twoje buty na szpilkach, mówiłem ci to
    Moje preferencje to być kobietą

    Ubieram się i noszę te twoje biustonosze
    Twoje buty na szpilkach, mówiłem ci to
    Moje preferencje to być kobietą

  7. Błagam was

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    Na polu pod miastem znaleziono dwa trupy
    Ludzie mówią, że to były jakieś ruskie porachunki
    Nieprawda – wiem to na pewno
    Widziałem dokładnie, jak to wszystko się stało
    Podjechały dwa auta, podwarszawskie rejestracje
    Wysiedli z nich faceci, którzy mają swoje racje
    Poparte siłą piąchy. Tak sobie wyobrażam
    Otworzyli bagażniki – już do tematu wracam
    W obydwu bagażnikach były jakieś chłopaki
    Wyciągnęli ich szybko za kołnierz kurtki
    Skąd to wszystko wiem? Mówię przecież, że widziałem
    Za tym drzewem, tu stałem bo się tutaj odlewałem
    Prowadzili ich po polu jakieś dwieście metrów
    Jeden był spokojny, nie patrzył na oprawców
    Swoich. Drugi jednak zaczął nagle głośno krzyczeć
    Na kolana padł: – Błagam was, darujcie mi życie

    Podnieśli go za włosy, dostał trzy czy cztery razy
    Struga krwi pojawiła się na jego twarzy
    Stałem jak zastygnięty za tym obszczanym drzewem
    I modliłem się, i wzroku też oderwać nie mogłem
    Najpierw zginął ten mniejszy, ten co błagał o życie
    Strzelili mu prosto w głowę, znaczy w potylicę
    No i wtedy ten większy zaczął wymiotować
    Zginął zgięty wpół, zarzygany do połowy
    Leżeli w błocie teraz razem, jeden obok drugiego
    Dla pewności zbójcy, bum, strzelili do każdego
    Jeszcze po dwa razy. Potem się odwrócili
    I spokojnie do tych swoich samochodów wrócili
    Jeden z nich był jednak na coś strasznie wkurwiony
    Wymachiwał rewolwerem, w który był uzbrojony
    Taa, pojąłem po minucie, że zabrudził sobie spodnie
    I był zły. Modliłem się – nie patrzcie w moją stronę

    Odjechali niezadługo, debatując w którą stronę
    Mają jechać. Czy w tą co przedtem, czy w inną zupełnie
    To znaczy przeciwległą. Już plątały mi się myśli
    Ze strachu zapomniałem o zaszczanych nogawkach
    I gdy auta zniknęły, to dopiero po chwili
    Jakiejś bardzo długiej odsunąłem się dalej
    I szybko biec zacząłem jeszcze w inną stronę
    Gdyby mnie dostrzegli, to dni moje policzone
    Ja pierdykam! Nie chcę myśleć, co widziałem
    Co się stało na polu, gdy za drzewem szczałem
    Na polu za miastem znaleziono dwa trupy
    Ludzie mówią, że to były jakieś ruskie porachunki

  8. Zaraza

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    Niosę torby do domu, nie przeszkadzam nikomu
    Nie chcę się narażać. W mieście zaraza.

    Lekarze się zjechali, księża porozgrzeszali
    Napawa ich odrazą. W mieście zaraza

    Burmistrz jest z ZChN-u, za komuny w więzieniu
    A nie chce się narażać. W mieście zaraza.

    Wszyscy duzi i mali razem zachorowali
    Makabra w szpitalach. Zaraza się nie oddala

    Wojewoda komunista trzymał z bankami blisko
    Lecz pomogło niewiele. Zaraził się w niedzielę.

    Szef gangsterów z przedmieścia zastrzelił dziada teścia
    A już dziś trzymał gardła. Zaraza dopadła.

    Biegną jak otępiali. Zlodziei powypuszczali.
    Całego więzienia straże zjadła zaraza.

    Przedsiębiorca z Berlina chciał się wykupić, otrzymać
    Miejsce dla zdrowych. Smutna zaraza nieprzekupna

    Wszyscy duzi i mali razem zachorowali
    Makabra w szpitalach. Zaraza się nie oddala

    Na boku kompan z młotem chce uciec samolotem
    Niewielu to zatrważa. W mieście zaraza

    Złożyli tu swoje kości, niesmotria klasa możności
    Nie będę się powtarzać. W mieście zaraza

    Wszyscy duzi i mali razem zachorowali
    Makabra w szpitalach. Zaraza się nie oddala

  9. Czy wy nas macie za idiotów?

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    Czy to jest tak, że mądrzy rządzą głupimi
    Czy tylko głupi rządzą tak samo głupimi

    Ta ustawa jest niedobra, bo nie ma w niej mowy
    Od procencie naliczanym od wartości podstawowej
    Pan, panie pośle już chyba słyszy o co chodzi
    Ten hałas obok pana ludzkie pojęcie przechodzi

    Na fundusze z podatników dajmy na to dwieście
    No a sobie za fatygę, no przynajmniej trzydzieści
    Podkomisji pierdzieć w krzesła, numer taki to a taki
    A za miesiąc ogłosimy posiedzenia wyniki

    A nad stołem prezydialnym niech powieszą krzyż, dwa krzyże!
    Protestuję! – w mym imieniu ja optuję za Stalinem
    Zbiorowisko naszych kumpli wyda dzisiaj sześć koncesji
    Jak nie da żyć normalnie, zarobić trzeba więcej

    Czy wy nas macie za idiotów?
    Tak, tak!
    Czy wy nas macie za idiotów?
    Tak, tak!
    Czy wy nas macie za idiotów?
    Tak, tak!
    Czy wy nas macie za idiotów?
    Tak, tak!

    Czy to jest tak, że silni rządzą słabymi
    Czy tylko słabi rządzą tak samo słabymi

    Będzie wiosna, będzie pobór, będzie branka na chłopa
    Badania pokazują, że lud naszą armię kocha
    Zamkniemy kotów w szafce, przykopiemy buciorami
    Gdy wyjdą, to w nagrodę hol oczyszczą szczoteczkami

    Kiedy byłem na komisji, to komendant stwierdził wreszcie:
    – Społeczeństwo teraz z wojskiem, inne czasy, Staszewski
    Padnij!, Powstań!, w błocie, śniegu, w latrynie, w kantynie
    Wojsko robi z dzieci mężczyzn, bez niego przyjdzie zginąć

    Kapelan na kazaniu tak ogłosił wszem i wobec:
    – Na pytanie twoje chłopcze to jest wlasnie odpowiedź
    Nie proś o zastępczą słuzbę, by w szpitalu chorym pomóc,
    Ucz się na zajęciach, jak ich sprawniej można dobić.

    Czy wy nas macie za idiotów?
    Tak, tak!
    Czy wy nas macie za idiotów?
    Tak, tak!
    Czy wy nas macie za idiotów?
    Tak, tak!
    Czy wy nas macie za idiotów?
    Tak, tak!

    Czy to jest tak, że dobrzy rządzą złymi,
    Czy tylko źli rządzą tak samo złymi.

    Proszę księdza, miałem zglosić się tu dziś na jedenastą
    Wpłacić kilkaset tysięcy – nie mogłem wczoraj zasnąć
    Po tym, co ksiądz powiedział, że nie dozna rozgrzeszenia
    Ten co pincet nie dorzuci, dla kościoła odnowienia

    Nowej izby mieszkalnej, gwardiana, katechety
    Organisty, proboszcza. Ja przychodzę tutaj z tym
    Tam w lombardzie swoj rower zostawiłem i sprzedałem
    I nic nie myślałem, zaraz tutaj przyleciałem

    Tylko jeszcze się zapytam o rzecz, która mnie nurtuje
    Czemu drugie przykazanie tak się dziwnie różnicuje
    Inne jest tu, w Katechizmie, ale inne w Piśmie Świętym
    Te obrazów co dotyczy – niech ksiądz powie, bo ja nie wiem

    Mam trzydzieści lat z okładem – głupi jestem tak jak byłem
    No bo jeśli bałwochwalstwo, to co o obrazach myśleć
    Tych co wiszą po kościołach, na ten przykład proszę kogo
    Nie ma rzeczy na tym świecie co ukryte być nie mogą

    Czy wy nas macie za idiotów?
    Tak, tak!

  10. Nie lubię już Polski

    słowa: Kazik Staszewski, Olaf Deriglasoff
    muzyka: Kazik Staszewski

    Kolejna zima, a śniegu ni ma
    Ja tego nie mogę wytrzymać
    Gdy byłem młodszy, byłem bardziej beztroski
    Nie lubię już Polski!
    Kolejna wiosna wasza, nie nasza
    Oleksy, Kwaśniewski – rządząca klasa
    A orzeł tyle, że dostał koronę
    Korona zdobi komunę!

    Kolejne lato, sopocka plaża
    Sopocka plaża syfem zaraża
    A w sierpniu pogonią się znowu stada
    Święto muzyki to zdrada!

    Kolejna jesień – syfiasta, nie złota
    W ciągłym mroku chlupie jebana hołota
    O dwadzieścia siedem godzin, drogi kolego
    Dzień krótszy od najdłuższego

    Kolejny koncert, czego byśmy nie grali
    – Polska! – ryczy pół sali
    Gdy byłem młodszy, byłem bardziej beztroski
    Nie lubię już Polski!

  11. Prawo jazdy

    słowa: Adam Bielak
    muzyka: Kazik Staszewski

    Ściśnięty w tramwaju ponad wszelką miarę
    Z przygniecioną nogą grubej baby ciężarem
    Tak co dnia. To się wreszcie zdobyłem
    Kurs prawa jazdy szybko ukończyłem
    Na placu manewrowym stoją kije wśród publiki
    A w garażach mechanicy cofają liczniki
    Kierownik w okularach siwy się przechadza
    I swoim pracownikom dorobić nie przeszkadza

    Prawo jazdy! x4

    Dzień dobry, nazywam się tak i tak i tak
    Mam przyjemność z państwem egzamin przeprowadzać
    Ale lepiej jest jednak od razu zapłacić
    Bo w sumie kto nie płaci, ten tylko czas swój traci
    Znam tu wszystkich egzaminatorów na Bema
    Przekupnych, nieprzekupnych, ale nieprzekupnych nie ma
    To listopad. Wszyscy założyli ciepłe swetry
    Źle stanąłeś, za blisko cztery milimetry

    Prawo jazdy! x4

    Na placu manewrowym trochę słońca promieniami
    Ogrzani w nerwach częstują się fajkami
    Patrzę, widzę – ta laska ubrana modnie
    Ponownie musi przyjść tu za trzy tygodnie
    Dokładnie, precyzyjnie, tego wymagamy
    Z lewej do prawej, i tyłem zajeżdzamy
    Ogólnie kobitki mają większe szanse
    Poocierać się można w czasie jazdy miastem

    Prawo jazdy! x4

    Co za praca cholerna tak przez życie całe
    Gapić się, czy ktoś równo jedzie fiatem małym
    Dlatego pod wieczór trzeba dodać gazu
    Z mechanikiem pół litry da się zrobić w garażu
    Tu masz cztery nazwiska – trzy są do oblania
    Lecz ten czwarty już wcześniej załatwił by zdawać
    Za to co mi zapłacił, kupię sobie w kratę spodnie
    W urzędzie dzielnicowym proszę być za dwa tygodnie
    Dwa tygodnie!

    Prawo jazdy! x4

  12. Barton Fink

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    Siedzę w tym hotelu tydzień. Nie wiem, co się dzieje
    Czy to sen, czy jawa? Czasem się do siebie śmieję
    Czasem dół mam okrutny – zmieniają się nastroje
    W dzień się czuję bezpiecznie, raczej w nocy się boję

    Kartka czysta przede mną w nos mi świeci
    A ten Żyd w wytwórni coraz bardziej niecierpliwy
    Na stos resztek pod stołem gromada
    Siedzę, palę, bekam, piję – w pojedynkę wypada

    Barton Fink siedział tyle i nie pisał nic | 4x | 2x
    Barton Fink pochodził…z Nowego Jorku

    Cisza, półmrok mglisty, powietrze staje
    Na zegarze, który bracia ustawili w tym pokoju
    Ciągle inna godzina. Ale ten kwas trzyma
    Patrzy na mnie kartka białymi oczyma

    Barton Fink siedział tyle i nie pisał nic | 4x | 2x
    Barton Fink był… z Nowego Jorku

    Na widowni osób dwieście, może dwieście czterdzieści
    Na dobrą sprawę może się więcej zmieścić
    Inna godzina, czas się mocno trzyma
    Czy to sen, czy jawa? To są prawa kina
    I nie tylko kina

    Barton Fink siedział tyle i nie pisał nic | 4x | 2x
    Barton Fink wyjechał…z Nowego Jorku

  13. Tu nie będzie przeklinania

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    Jasne niebo, jasne włosy, oczy takie a nie inne
    Mam zmysł rozpoznania. Tu nie będzie przeklinania!
    Kocham cię, nie inaczej, czuję tak nie inaczej
    Dalej tłumy do prania . Tu nie będzie przeklinania!
    Mój wydawca złodziejem, od wczoraj – dobrodziejem
    Zmiany od czucia zarania. Tu nie będzie przeklinania!
    Terry Jones, Michael Palin, teatr Wierszalin
    Geniusze porozrzucani. Tu nie będzie przeklinania!

    Mamy świat swój stały, mamy świat swój cały
    W mniejszości jest miłość orężem, żoną i mężem…
    Wężem…
    Mamy świat swój stały, mamy świat swój cały
    W mniejszości jest miłość orężem, żoną i mężem…
    Wężem…

    Jasne niebo, jasne włosy, oczy takie a nie inne
    Mam zmysł rozpoznania. Tu nie będzie przeklinania!
    Kocham cię, nie inaczej, czuję tak nie inaczej
    Dalej tłumy do prania . Tu nie będzie przeklinania!
    Mój wydawca złodziejem, od wczoraj – dobrodziejem
    Zmiany od czucia zarania. Tu nie będzie przeklinania!
    Terry Jones, Michael Palin, teatr Wierszalin
    Geniusze porozrzucani. Tu nie będzie przeklinania!

    Mamy świat swój stały, mamy świat swój cały
    W mniejszości jest miłość orężem, żoną i mężem…
    Wężem…
    Mamy świat swój stały, mamy świat swój cały
    W mniejszości jest miłość orężem, żoną i mężem…
    Wężem…

  14. Komisariat 63 Brooklyn

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!
    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!

    Jeden synek, imię – Igor, raz dostał wezwanie
    Jego pech, że akurat stał przy telefonie
    I słuchawkę podniósł – tego się nie robi
    Podnosi się dopiero, gdy się słyszy kto dzwoni
    A więc tak: usłyszał, że powinien przyjechać
    Na sześćdziesiąty trzeci, bo go chcą tam przesłuchać
    Założył wrotki – tak poruszać się lubił
    Nie wiedząc o tym, w swoją ostatnią drogę ruszył
    Gdy dojechał, gady go posadzili
    Na krześle, przed biurkiem, z lampą oznajmili
    Że jest podejrzany o zabójstwo, rabunek
    Cztery inne rzeczy. Imię Igor miał ten synek.

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!

    Nie wyjdziesz stąd, Polaczku wepchnięty do celi
    Jego niefart był, że był tam jedynym białym
    Dzwonił do swej mamy, by mu buty przyniosła
    Bo we wrotkach w areszcie funkcjonować nie można
    Jako biały miał w tej celi totalnie przejebane
    Ruchali go w dupę Murzyni nad ranem
    Portoryki w nocy, albo było odwrotnie
    Gdy już go skatowali, to leżał na betonie
    W dzień dzwonił, głos się łamał, ale mówił, że nie pęknie
    Że wszystko wytrzyma, do wyjścia dociągnie
    Ale wyjścia nie było, tylko razu pewnego
    Znaleziono go powieszonego

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!

    Jeszcze jeden dzień wstecz zapowiadał, że się nie da
    Że wytrzyma, skoro mama na kaucję nie ma
    Ale zeznał najważniejszy z Portoryków w celi:
    – Don Pedro się powiesił, kiedy wszyscy spali
    Czarni przytaknęli na to wszystko milcząco
    Sierżant zanotował znudzony na stojąco
    Jeden synek, imię – Igor, żył dziewiętnaście lat
    Ale ponoć twardy był, z pieca chleb jadł
    Niejednego, jak się mówi. Było trochę hałasu
    Demonstracje środowiska zorganizowały z czasem
    Setka ludzi przyszła, mieli swoje powody
    Nie puścił was burmistrz, kurwa, nawet pod schody!

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Krew leci, krew!
    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Krew leci, krew!

    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Ukryjcie swoje dzieci!
    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!
    Komisariat sześćdziesiąty trzeci!

  15. Wewnętrzne sprawy

    słowa: Kazik Staszewski
    muzyka: Kazik Staszewski

    Li Peng nakazał rozjechać czołgami
    Tysiąc młodych ludzi, co na placu koczowali
    Otoczono ich żołdactwem, polityczną policją
    Otworzono ogień ostrą amunicją
    Widziałeś to w swym domu, pijąc Chevas Regal
    Jak ginie tysiąc istnień młodych, tam u pałacu bram
    Świat milczy, bo nie ma przejmować się czym
    To są tylko wewnętrzne sprawy Chin

    W Teheranie na placu zatłuczono kamieniami
    Ośmiu młodych ludzi, co muzyki słuchali
    Muzyki z Ameryki i alkohol też pili
    Niewiele, ale trzeci raz ich służby pochwyciły
    A kto trzeci raz pije, na śmierć zasługuje
    Od kamieni – nie za dużych, nie za małych, odpowiednich
    Świat milczy – nie ma co się przejmować ich ranami
    Przed śmiercią to wewnętrzne są sprawy Iranu

    Borys Jelcyn rozjechał parlament czołgami
    Świat się cieszył, że się znalazł obrońca demokracji
    Potem z kolesiami w generalskich mundurach
    Rozjechać chciał Czeczenię leżącą w górach
    Do boju posłano w waciakach dzieci
    Płaczą z tej strony i bomba, bomba leci
    Świat milczy – nie będzie retorsji
    To przecież są tylko wewnętrzne sprawy Rosji

    Saddam Hussajn truje Kurdów w ich wioskach gazami
    Cywile, nie cywile – oni winni sobie sami
    Że słuchali George Bush, powstanie zaczęli
    W języku polityki było, tego nie wiedzieli
    Turcy nic nie mówią, sami Kurdów mordują
    Poznać po sobie nie dają, ale też to czuję
    Świat milczy – patrzy by ten czy ów nie dał znaku
    To przecież są wewnętrzne sprawy Turcji i Iraku

     

  16. Headlines

    tekst piosenki

  17. Szur szur szur

    słowa: Mark Twain
    muzyka: Kazik Staszewski

    Szur, szur, szur to idą umarli
    Szur, szur, szur oni przychodzą po mnie,
    Ale ja nie pójdę, ale ja nie pójdę

    Szur, szur, szur to idą umarli
    Szur, szur, szur to idą umarli
    Szur, szur, szur oni przychodzą po mnie,
    Ale ja nie pójdę, ale ja nie pójdę

    Szur, szur, szur to idą umarli
    Szur, szur, szur to idą umarli
    Szur, szur, szur oni przychodzą po mnie,
    Ale ja nie pójdę, ale ja nie pójdę
    Szur, szur, szur to idą umarli

    Transylvanian wampirella
    Transylvanian wampirella
    Nosferatu wampirella
    Nosferatu Transyvalnian
    Transylvanian Transylvanian
    Transylvanian Transylvanian
    Transylvanian Transylvanian
    Transylvanian wampirella

    Szur, szur, szur to idą umarli
    Szur, szur, szur oni przychodzą po mnie,
    Ale ja nie pójdę, ale ja nie pójdę
    Szur, szur, szur to idą umarli

    Szur, szur, szur to idą umarli
    Szur, szur, szur oni przychodzą po mnie,
    Ale ja nie pójdę, ale ja nie pójdę
    Szur, szur, szur to idą umarli

    Szur, szur, szur to idą umarli
    Szur, szur, szur oni przychodzą po mnie,
    Ale ja nie pójdę, ale ja nie pójdę
    Szur, szur, szur to idą umarli

    Szur, szur, szur to idą umarli
    Szur, szur, szur to idą umarli
    Szur, szur, szur oni przychodzą po mnie,
    Szur, szur, szur oni przychodzą po mnie,

    Transylvanian wampirella
    Transylvanian Nosferatu
    Nosferatu wampirella
    Nosferatu wampirella